"Współlokatorzy" - Beth O'Leary
Oryginalny tytuł: The Flatshare
Tłumaczenie: Robert Waliś
Liczba stron: 432
Wydawnictwo: Albatros
Wydawnictwo: Albatros
Data wydania: 15 maj 2019
Moja ocena: 8,5/10
„Tiffy i Leon dzielą mieszkanie.
Tiffy i Leon dzielą jedno łóżko.
Tiffy i Leon nigdy się nie spotkali.. ”
Tiffy znalazła się w sytuacji bez wyjścia, musi odciąć się całkowicie od swojego byłego, zazdrosnego chłopaka, ale jej niska pensja nie daje jej możliwości wynajmu własnego mieszkania, więc szuka innego rozwiązania. Znajduje je, choć jej przyjaciele są temu całkowicie przeciwni. Znajduje mieszkanie w którym druga osoba mieszkająca spędza tam tylko pół doby, akurat te pół dobry, które Tiffy poświęca pracy. Więc to rozwiązanie wydaje się idealne.
Leon szuka współlokatora do swojego własnego mieszkania z jednego dużego powodu. Potrzebuje pieniędzy na prawnika dla swojego brata, który został zamknięty w więzieniu i uznany jest za winnego zbrodni, której nie popełnił. A współlokator który spędza czas na jego mieszkaniu tylko w przypadku jego nieobecności to idealne rozwiązanie. Tak się z początku wydaje.
Po kilkunastu minutach czytania moje pierwsze wrażenie było takie: Boże, Ci bohaterowie są tacy realni. Mają swoje problemy, małe, duże, takie z którymi nie potrafią sobie poradzić i takie, których nie dostrzegają. Mają swoje życie, plany, marzenia, a ich wspólne zamieszkanie z początku kłopotliwe, staje się przyjemnym rytuałem. Na początku zaczynają się wzajemnie irytować. Leon uważa Tiffy, za głośną, świrniętą na punkcie dodatków, ozdób i innych mniej potrzebnych rzeczy osobę, a Tiffy z początku bierze pod uwagę to, że Leon może być seryjnym mordercą. Jednak z czasem, choć nigdy w życiu nie widzieli się na oczy, to zaczynają się doskonale dogadywać. Ich rozmowy przebiegają przez kartkową korespondencję! I to jest bardzo dobrze przedstawiony element tej książki, który ogromnie mnie zauroczył i rozczulił.
"Mój tata lubi mawiać "Życie nigdy nie jest proste". To jedno z jego ulubionych powiedzonek.
Myślę, że to nieprawda. Życie często bywa proste, ale zauważamy to dopiero wtedy, gdy bardzo się skomplikuje. Na przykład nigdy nie jesteśmy wdzięczni losowi za zdrowie, dopóki nie zachorujemy, ani nie cieszymy się, że mamy szufladę ze starymi rajstopami, dopóki nie podrze nam się najnowsza para."
Myślę, że to nieprawda. Życie często bywa proste, ale zauważamy to dopiero wtedy, gdy bardzo się skomplikuje. Na przykład nigdy nie jesteśmy wdzięczni losowi za zdrowie, dopóki nie zachorujemy, ani nie cieszymy się, że mamy szufladę ze starymi rajstopami, dopóki nie podrze nam się najnowsza para."
Tiffy dzika, ruda, energiczna i nieokiełznana kobieta jest wspaniałą wyraźną bohaterką, którą można tylko uwielbiać. Bardzo podobało mi się w niej to, że kocha swoją pracę i choć otrzymuje za nią niewielkie pieniądze to nie ma zamiaru z niej rezygnować. Dba o swoich przyjaciół, bliskich, próbuje pozbierać się po rozstaniu i z czasem zaczyna walczyć z demonami z przeszłości. Jest niezwykle dzielną kobietą i choć co chwile na jej drodze pojawiają się kłopoty to nie chowa się w kąt tylko próbuje je wyrzucić ze swojego życia.
Leon jest ciepłym, oddanym bohaterem, który znacznie lepiej dogaduje się z osobami starszymi i dziećmi niż z rówieśnikami. Ma w życiu kilka priorytetów o które dba i pielęgnuje. Przede wszystkim chce pomóc swojemu bratu i go wyciągnąć z więzienia do którego niesłusznie trafił, a także chce spędzać czas ze swoimi pacjentami, którzy są bliscy jego sercu. A Tiffy nagle wprowadza zamieszanie w jego życie. Na początku jej zachowanie go irytuje, ale po czasie zaczyna fascynować.
"Po za tym mam wrażenie, że go znam. Mnóstwo razy rozmawialiśmy. Nie trzeba kogoś spotkać osobiście, żeby go poznać "
Stają się przyjaciółmi, wspierają się nawzajem choć przecież się jeszcze nie widzieli.. ale w końcu musi do tego dojść, czyż nie? I dochodzi do tego w zaskakujących okolicznościach, ale czy to zmieni ich stosunek do siebie? Czy dalej będą ze sobą korespondować, a może spotkanie twarzą w twarz przekreśli ich relacje?
Ta historia to jak powrót do domu. Czułam się wspaniale gdy ją czytałam, połknęłam ją prawie na raz. Całkowicie mną zawładnęła i rozbudziła we mnie na nowo chęć czytania takich pięknych, z pozoru prostych romansów. Ogromnie podoba mi się styl pisania tej autorki i jestem bardzo pozytywnie zaskoczona, ponieważ z racji, że jest to debiut, miałam delikatne obawy, a Beth O’Leary zawładnęła moim serduszkiem. Bohaterowie są mi bardzo bliscy, cudownie spędziłam z nimi czas i gdybym mogła coś jeszcze podobnego od tej autorki przeczytać, to nawet bym się nie zawahała.
Historia Leona i Tiffy to niezwykle wartościowa książka. Porusza takie tematy jak zerwanie bolesne i mniej bolesne, przemoc psychiczna i radzenie sobie z tym, śmierć i odnajdywanie starej, dalekiej miłości, sprawiedliwość i pomoc potrzebującym. Patrzymy jak bohaterowie uczą się pokory, cierpliwości, oraz jak starają się odnaleźć w nowych sytuacjach – nie zawsze robią to dobrze. I tu jest sedno całej tej historii. Bohaterowie popełniają błędy, mylą się, kłamią, oszukują, ale i dają się manipulować, odczuwają smutek i stratę, czują radość, miłość, przyjaźń. Są realni. A ja chciałabym poznać ich na żywo gdyby była taka możliwość.
Ta historia jest do przeczytania dla każdego kto lubi czytać komedie romantyczne z humorem i nietuzinkowymi bohaterami. Polecam z całego serduszka.
"Miłość wszystkich nas zmienia w idiotów."
Dziękuję za egzemplarz Wydawnictwu Albatros.
Komentarze
Prześlij komentarz