"Tryjon" - Melissa Darwood



Liczba stron: 320
Wydawnictwo: Sine Qua Non
Autor: Melissa Darwood
Data wydania: 18 kwietnia 2018
Kategoria: lit. młodzieżowa 
Moja ocena: 5,5/6


„Każdy strach można znieść. Nie rezygnuj z normalnego życia tylko dlatego, że się boisz. Jeśli będziesz nieustannie tkwić w przeszłości, przegapisz to, co jest teraz.”

Jest to historia pięciu osób w jednym ciele, a tak naprawdę to jednej dziewczyny której emocje mają swoje własne imiona. Mila jest osobą zamkniętą w sobie, strachliwą i nieśmiałą. Jednak gdy strach, współczucie lub miłość się pojawiają ją przytłaczają, powodują, że zaczyna wycofywać się, chować i nagle otwiera oczy nie pamiętając gdzie jest, jaki jest dzień i co się działo od kiedy ostatni raz miała władzę nad swoim własnym ciałem. 
Pewnego razu budzi się nie rozpoznając pokoju, miejsca, czasu. Trafiła do Tryjonu, miejsca które znajduję się w zaświatach i teraz czeka ją sąd, ponieważ przed śmiercią dopuściła się zbrodni której nie pamięta. Jak ma udowodnić swoją niewinność? Jak ma poradzić sobie z własnym życiem/nieżyciem? Co ją czeka? Czy może mieć nadzieje, że w końcu przestanie być samotna i poradzi sobie z własnym umysłem?

„Wędrówka jest ciężka, gdy nie wiesz dokąd zmierzasz. Ważne jednak, z kim idziesz, a nie dokąd podążasz”

Może zacznę od tego, że bardzo długo mnie tutaj nie było i próbuję wrócić do równowagi z moim blogiem co nie idzie mi do końca tak jakbym chciała. Ale po spotkaniu z blogerami, rozmowie o książkach i PO TEJ książce skutecznie zapragnęłam tutaj wrócić. Bądźcie wyrozumiali dla mnie. :)

„Tryjon” to książka, która już od dawna czekała na przeczytanie. Maraton z Bestselerkami skutecznie zmusił mnie do zaplanowania TBR z nieprzeczytanych i czekających na mnie pozycji. Nie mogłam nie przeczytać „Tryjonu”. I jedyne czego żałuje to to, że nie zaczęłam jej wcześniej czytać. Jest naprawdę dobra. A dlaczego? Już wam wyjaśnię.

Styl autorki jest z pozoru prosty, jednak ta książka to kopalnia cytatów. Świetnie wykreowany jes cały przedstawiony świat, nie było tam cukierkowo, kolorowo, ale też nie było jak w piekle. Opisy nie były za długie, nie przynudzały. Były po prostu tak skonstruowane, że ja obraz miałam przed oczami i nie musiałam mobilizować mojej wyobraźni do stworzenia takich widoków. Autorka to sama zrobiła.

Bohaterowie mają swoje charaktery, wkurzające czy nie, ale są oryginalni i wyjątkowi. Mila to zagubiona dusza pokrzywdzona przez życie, której ciało i umysł ratowały się stwarzając inne osobowości. To było tak genialnie opisane, że mogłabym to czytać bez końca. Ten pomysł jest niewykorzystany przez autorów, a Melissa Darwood zrobiła z tego ogromny użytek.
Zachariasz jest świetny! To taki książkowy mąż nawracający się i pokutujący za popełnione swoje grzechy. Nie jest idealny, myli się, podejmuje złe decyzje i to czyni go realnym.
Poznajemy też Annę, Julię, Roberta, Patrycję i Wandę. To niesamowite osobowości, każdy jest niezwykły i odgrywa własną rolę. Bohaterowie spotykają również inne osoby mieszkające na Tryjonie. Mila słyszy spowiedzi innych, poznaje czym jest cudze poczucie winy i pokuta, aż w końcu sama zaczyna nad sobą pracować.

Drogą którą podążają Mila i Zachariasz nie należy do prostych. Napotykają różne przeszkody. Czasami znajdują się w niebezpieczeństwie, a czasami jest  to skutek próby pracy nad sobą przez Milę. Nie zawsze idzie po ich myśli, bywa, że muszą podejmować trudne decyzje, jednak to gdzie ich prowadzi ta ścieżka jest niczym wisienka na torcie.

Nie spodziewałam się takiego zakończenia. Autorka mnie kompletnie zaskoczyła, pomysł mnie zachwycił, a Zachariasz stał się moim kolejnym mężem :D Chyba muszę zrobić sobie listę takich Moich Mężów. Ta książka oprócz tego, że jest przyjemna, ciekawa i zaskakująca to UCZY. Można wyciągnąć z niej kilka bardzo ważnych lekcji. Można się dzięki niej nauczyć, wyciągnąć wnioski i coś zmienić w swoim życiu. 

„To, co nas spotyka, nie jest czarne i białe. Kolorów jest nieskończenie wiele, tak jak odcieni szarości. Trzeba tylko chcieć je dostrzec.”

Plusem jest styl autorki, pióro jakim się posługuje, krótkie ale wystarczające opisy, żeby rozbudzić wyobraźnie i wszystko ze szczegółami przedstawić, charakterystyczni bohaterowie i pomysł na fabułę. Zakończenie zaskoczyło, sam koniec był do przewidzenia, ale moment rozpoczynający zakończenie był po prostu genialnie zaplanowany. Podobał mi się niesamowicie cały ten Tryjon. To w jaki sposób ludzie tam pokutują, jak wygląda sąd i cały tamtejszy świat, mnie w sobie rozkochały. No i ludzie tam żyjący byli nietuzinkowi. Ich historie były wyjątkowe, brutalne, ale też pokazywały, że życie nie do końca jest sprawiedliwe.

Minusem jest to, że Mila mnie troszeczkę irytowała. Nie podobało mi się to, że sama jako Ona nie ma instynktu przetrwania. W jej sytuacji jest to całkowicie uzasadnione, jednak to nie zmienia faktu, że mi to trochę przeszkadzało. Kolejną rzeczą jest taka mała pierdoła, bo za każdym razem gdy ktoś opowiadał swoją historię, to przed jej rozpoczęciem znajdowało się wyrażenie: „[..] i zaczął opowiadać”. To naprawdę mała pierdołka, ale rzuciła mi się w oczy już po drugim razie.

Podsumowując, uważam, że ta książka miała stanowczo za MAŁY rozgłos. Ona zasługuje na to, żeby ją poznać. Zasługuje na to, żeby każdy ją przeczytał. Jest tu mieszanka różnych stylów i myślę, że każdemu się coś innego spodoba, ale to jaką ona naukę przekazuje… no kurczę to jest coś niesamowitego. Wiecie, zawsze się zastanawiałam jak to jest po śmierci. „Tryjon” mnie przeraził. Naprawdę mnie przeraził. Historia jest realistyczna i stworzona w taki sposób, że naprawdę się zastanawiasz czy to jest możliwe. Ale pod koniec i tak doszłam do wniosków, że gdyby tak wyglądało życie po śmierci to mogłabym to zrozumieć. Wszystko zostało tak zaplanowane przez Melissę, że czytelnik zaczyna się godzić z tym światem. Zapoznaje  się z nim i w końcu dochodzi do wniosków, że to wszystko jest tam bardzo sprawiedliwie rozegrane. No może niektóre kary są zbyt surowe… BRAK KSIĄŻEK na przykład. No to jest już tragedia!

KOCHANI
Z racji, że jestem zakochana w tej książce, zastanawiam się nad BookTourem z „Tryjonem”.
Myślę, że dałabym około 2 tygodni na przeczytanie – bazgrajcie po książce! <3
Ale najbardziej zależy mi na tym, żeby jak najwięcej osób poznało tą historię.
Co wy na to?

Komentarze

  1. Cieszę się bardzo, że "Tryjon" tak bardzo Ci się podobał. Jeśli planowany przez Ciebie BookTour wypali to będę wdzięczna za zdjęcia bazgrołów ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

"Pocałunek Zdrajcy" - Erin Beaty

„Zaklinacz ognia” – Cinga Williams Chima

"Cienie" - Wojciech Chmielarz